

Nie zawsze tak było. Przez mniej więcej trzy czwarte swojego dotychczasowego życia miałam do tego pojęcia ambiwalentny stosunek. Z jednej strony niesiona własną determinacją i ambicją, konsekwentnie dążyłam do obranego celu, który wynikał z mojej wcześnie podjętej decyzji, że zostanę prawnikiem. I żyłam z niepodważalnym wręcz przekonaniem, że cel swój osiągnę, choćby nie wiem jakie przeszkody stanęły mi na drodze. Wierzyłam, że mam wpływ na własne życie, a przynajmniej w tym zakresie, w jakim dotyczyło to wybranego przeze mnie zawodu i sposobu zarabiania na życie.
Z drugiej jednak strony w innych sferach mojego życia może nie tyle polegałam na przypadkach, co odpychałam od siebie swoją własną odpowiedzialność, w chwilach niepowodzeń próbując zrzucić winę na świat zewnętrzny. Kiedy działo się coś dobrego w moim życiu faktycznie uznawałam to często za przypadek, szczęśliwy zbieg okoliczności lub też, jak kto woli, znalezienie się we właściwym miejscu, we właściwym czasie.
Czasem wysilałam się na test condictio sine qua non i rozkładałam na czynniki pierwsze całą sytuację, jak do niej doszło, jaki był pierwszy czynnik, który spowodował taki, a nie inny, ciąg zdarzeń. Ale wciąż ograniczona widzeniem tunelowym, jakie niejako organicznie powstaje niemal u każdej osoby, która przeszła całą ścieżkę wykształcenia, prowadzącą do uzyskania tytułu radcy prawnego lub adwokata, mimowolnie wypierałam myślenie wybiegające poza utarte schematy.
Jednak w pewnym momencie w moim życiu zaszły poważne zmiany. A właściwie jedna, która zmieniła dość drastycznie mój sposób postrzegania świata i mojego życia w nim. Trochę jak osoby, które zachorowały na ciężką, trudno wyleczalną (nie wiem czy to właściwe określenie z punktu widzenia medycyny) chorobę i które tę chorobę pokonały, zmieniają swoje życie. Albo osoby, które przeżyły tragiczny wypadek. Stają się później np. bardziej religijne, duchowe, niemal nawrócone. W moim życiu co prawda nic zagrażającego jego istnieniu nie zaszło, a jednak nastąpił pewien „zbieg okoliczności”, niekoniecznie szczęśliwy, który spowodował zmianę podobnego kalibru.
Stało się to kilka lat temu. Kiedyś powiedziałabym: na mojej drodze stanęła pewna osoba. Dziś mówię: postawiłam na swojej drodze pewną osobę. Osobę, która uświadomiła mi, że w życiu nie ma przypadków, że wszystko, co się dzieje wokół nas, wszystko, czego doświadczamy, dzieje się po coś. Potem pojawiały się kolejne osoby lub sytuacje, które utwierdzały mnie w przekonaniu, że coś wewnętrznie poprowadziło mnie do tej osoby, do tego miejsca, do tej sytuacji. Po coś. A po co? Różnie, czasem po doświadczenie, czasem po naukę, czasem po rozwiązanie, inspirację, motywację, bodziec do określonych działań. Im bardziej stawałam się tego wszystkiego świadoma, tym bardziej dostrzegałam magię, która potrafi się dziać wokół mnie. I zaskakiwało mnie, że kolejne osoby, które stawiam na swojej drodze, często bardzo doświadczeni i wpływowi biznesmeni, myślą bardzo podobnie.

Rok 2012, Verba Legis działa jeszcze jako „doradztwo prawne” (jestem na trzecim roku aplikacji). Dzwoni telefon. Właściciel placówki oświatowej w Giżycku (uwaga: Verba Legis działa w Łodzi) prosi o pomoc w napisaniu apelacji w sprawie dotyczącej obliczania dotacji dla prywatnych szkół i przedszkoli. Podejmujemy współpracę. Po jakimś czasie pytam, jak trafił na naszą stronę. Verba Legis wtedy raczkowało, nie mieliśmy budżetów na SEO, nie było łatwo znaleźć nas w Internecie. Klient wyjaśnił, że szukał orzeczeń NSA dotyczących jego sprawy i w jednym z uzasadnień spotkał sformułowanie „verba legis”, więc wygooglał i trafił na naszą stronę. Przypadek? Teoretycznie tak. Ale w tym czasie (zresztą jak i obecnie) na swojej stronie informowaliśmy m. in. o tym, że specjalizujemy się w sprawach oświatowych. Była to prawda, mieliśmy już całkiem spore doświadczenie w sprawach i Karty Nauczyciela i z Prawa Oświatowego, wyniesione jeszcze z poprzednich miejsc zatrudnienia. Gdyby nie ta informacja – gdyby nie to doświadczenie – klient nie zatrzymałby się na naszej stronie. A była to pierwsza nasza naprawdę gruba sprawa. Ale to nie koniec. Po jakimś czasie zaczęli zgłaszać się do nas coraz częściej klienci z tej dziedziny: nauczyciele, dyrektorzy szkół, organy prowadzące. Skutek był taki, że po kilku miesiącach frazy związane z prawem oświatowym i prawnikiem/kancelarią, spozycjonowały nam się organicznie, bez żadnego udziału agencji marketingowej, umieszczając kancelarię Verba Legis w TOP 10 Google. Co roku w maju przeżywaliśmy szturm nauczycieli, bo maj to okres wypowiadania im stosunków pracy😉 Dziś mamy na koncie kilka publikacji książkowych z zakresu prawa oświatowego (to zasługa drugiej połowy Verba Legis😉), a klienci, którzy chcą założyć prywatną placówkę oświatową lub potrzebują pomocy prawnej przy jej prowadzeniu, trafiają do nas z całej Polski. Do dziś nie wydaliśmy złotówki na pozycjonowanie fraz związanych z oświatówką.
Dlatego nie wierzę w przypadki. I z tego samego powodu dla mnie szczęśliwe zbiegi okoliczności nie istnieją. Uważam, że każdy człowiek ma ogromną moc sprawczą, moc kreowania własnego życia na kształt, jakiego sam szczerze i czysto pragnie. I wierzę, że Ty też tę moc posiadasz. I możesz ją wykorzystać w swoim życiu, tak osobistym jak i zawodowym.
Nie wierzysz mi? Ok, nie musisz. Nadal możesz uważać, że ta historia z prawem oświatowym to tylko szczęśliwy zbieg okoliczności. Tylko nie mów, że trafiłeś na mój blog przypadkiem😉

Jestem mamą dla dwóch wspaniałych istot i właścicielką Kancelarii Radców Prawnych Verba Legis, którą, tak jak życie, dzielę od lat z cudownym człowiekiem.
Nie wierzę w przypadki. Ufam, że wszystko co dzieje się w życiu, dzieję się po COŚ. W biznesie relacje przedkładam nad inne wartości. Po godzinach trenuję dostrzeganie, że życie toczy się TERAZ.